Kolejny krem zagościł na mojej półce kosmetycznej :)
Potrzebowałam czegoś na zimę - odżywczego, natłuszczającego a tym samym nie pogarszającego stanu mojej skóry lekko trądzikowej i skłonnej do zapychania się.
Zrobiłam sobie krem. Prosty w wykonaniu jak zwykle :)
Co znalazło się w tym kremie?
Faza olejowa opierała się na maceracie nagietkowo - szałwiowym. Faza wodna na naparze również z nagietka i szałwii. Dlaczego akurat te ziółka?
Jak pisałam we wcześniejszych postach, te ziółka działają pozytywnie na skórę trądzikową.
Nagietek jest przeciwbakteryjny i przeciwzapalny, lekko nawilżający i silnie regeneracyjny, dodatkowo posiada właściwości przeciwutleniające i zmniejszające opuchliznę.
Szałwia działa tonizująco i ściągająco. Pomaga w leczeniu ropnego zapalenia mieszków włosowych. Niszczy bakterie i oczyszcza.
Dwa dobre ziółka, na krem idealne. Macerat robiłam...w listopadzie :D W czasie świątecznym udało mi się je odcedzić, a było ciężko czas znaleźć :D
Dodatkiem do kremu jest olej z zarodków pszenicy - ma wysoką zawartość witaminy E, A i D, łagodzi podrażnienia, mocno odżywczy i tłusty :D
Fazę wodną wzbogaciłam hydrolatem oczarowym (który pokochałam jako tonik do twarzy) - ze względu na silnie antyoksydacyjny wpływ, oraz poprawiający regenerację skóry.
Dodałam również kwas hialuronowy (w celu nawilżającym), glicerynę, d-panthenol, witaminę E.
Do maceratu dorzuciłam oleju ze słodkich migdałów i masła kakaowego.
Całość zakonserwowałam, ponieważ lubię mieć krem przy sobie a nie biegać ciągle do lodówki :D
Oczywiście jako emulgator użyłam wosku pszczelego, którego dostałam caaały krążek od księdza pszczelarza :)
Ostatnim dodatkiem był olejek miętowy - rozjaśniający, schładzający i bakteriobójczy. Wiem, że w tej porze roku schłodzenie skóry to niekoniecznie to co się lubi :D Ale - używany na noc zwęża naczyńka, które przez ciągłe zmiany pogody u mnie wariują i rozszerzają się strasznie sprawiając, że mam czerwony nos (moja zmora) i policzki i brodę i w ogóle cała czerwona jestem :P
Hm hm...to chyba tyle :D
Dodatkowo używałam różnych narzędzi pomocniczych jak: termometr, spieniacz do mleka (w biedronce widziałam dziś,że są za 10pln :P), waga i naczyńka do rozpuszczania faz.
KROK PO KROKU:
1. Tworzymy fazę wodną.
Zalałam wrzątkiem zioła: na oko łyżeczka szałwii i łyżeczka nagietka - wrzątku tyle, żeby ziółka namokły i parzyłam pod przykryciem przez 15min.
Po tym czasie przecedziłam zioła i odmierzyłam 15ml. Do tego dodałam 12ml hydrolatu oczarowego, taką mniejszą łyżeczkę (niż ta do herbaty) gliceryny roślinnej 99,5% i 3 krople kwasu hialuronowego.
2. Tworzymy fazę olejową.
12g maceratu szałwiowo- nagietkowego zmieszałam z 5g masła kakaowego i 8g oleju ze słodkich migdałów. Do tego dodałam 7kropli oleju z zarodków pszenicy. Starłam wosk na tarce i dodałam...1,5 łyżki.
Rozpuszczałam wosk i masło kakaowe w kąpieli wodnej, nie pozwalając by oleje zawrzały.
3. Łączymy fazy.
Fazy łączyłam dodając stopniowo fazę wodną do fazy olejowej. Obie fazy miały ok. 58stC (jest to ważne by miały podobną temperaturę). Mieszałam używając spieniacza do mleka - świetny gadżet :D Idealnie radzi sobie z dokładnym mieszaniem.
Mieszanie prowadziłam w miseczce z gorącą wodą, lepiej łączą się fazy jak wosk nie zastyga za szybko :) U mnie w domu nie ma upałów, więc wosk stygnie niezmiernie szybko :P
4. Na koniec dodałam witaminę E, d-panthenol, kilka kropli olejku miętowego i 18kropli konserwantu.
Całość przeniosłam do pojemniczka szklanego, czystego i zdezynfekowanego. Kremu wyszło tyle, że zapełniłam jeszcze malutki pojemniczek dla siostry.
Jak odczucia po stosowaniu?
Krem mi sie lekko rozwarstwia...:( ZNÓW! Chyba za mało wosku albo za dużo wody. Muszę nabyć jakiś emulgator co temu zaradzi. Jeśli ktoś wie ile ma być wosku w kremie aby zemulgował dobrze fazy to proszę o info :D Ja wiem, że ma być go 6% kremu, tylko nie napisano przy jakim stosunku wody do oleju.
Poza tym małym dyskomfortem - krem jest super :) Pachnie intensywnie czekoladą i miętą :D Powiedziałabym nawet, że zbyt intensywnie ;) Bardzo dobrze odżywia skórę, wchłania się powoli dlatego stosuję go na noc.
Jest to krem tłusty, więc pod makijaż średnio pasuje. Tym bardziej jak ma się cerę mieszaną jak ja. Cera sucha zapewne poradziłaby sobie z tym kremem bez problemu również w dzień :)
Wiem, że kremik jest odżywczy i cieszy mnie to bardzo. Krostki po nim nie wyskakują, pory się nie powiększają - kolejny jego plus :) Polecam wykonanie takiego kremu wszystkim, którzy cenią sobie naturalne natłuszczenie i nawilżenie skóry :)
Świetny post, krem wydaje się bardzo profesjonalny, a skład ma o wiele lepszy niż drogeryjne :)
OdpowiedzUsuńŁadnie to opisałaś, aż chce się powtórzyć Twoje dzieło :)
polecam :D na prawdę nawet jak nie wyjdzie to cieszy :) a wiele olejów się na to nie zużywa :)
UsuńMuszę najpierw kupić parę składników ;)
Usuńwow, świetnie wyszedł taki kremik, myślę że jakbyś otworzyła sklep z takimi cudami to byłyby bardziej rozchwytywane niż te drogeryjne :)
OdpowiedzUsuńchciałabym otworzyć :D ale do tego dłuuuga droga ;) Sama bym kupiła jakby ktoś robił :D
UsuńPolecam Ci emulgator MGS + alkohol cetylowy. Nie zawiedziesz się. Używam go cały czas i emulsje wychodzą idealne :)
OdpowiedzUsuńcoś o tym już słyszałam...trzeba więc zwrócić w końcu na niego uwagę :) nie ma nic gorszego niż rozwarstwiająca się emulsja :D
UsuńMI w tym przepisie http://mineralnyswiatkasi.blogspot.com/2014/11/krem-z-olejem-arganowym-i-werbena-diy.html wyszedł idealny krem na wosk nic sie nie rozwarstwia dodatkowo tam na fote na zdjeciu na ręce wygląda lekko płynnie ale po kilku dniach zgęstniał i jest lux. Tez na dniach bede cosik krecic na wosku. Moim nr 1 emulgatorem przy którym mi wsio wychodzi jest Oliwem 1000
OdpowiedzUsuńhm...czyli do 25% fazy wodnej nadaje się 6% wosku :) dobrze, że odesłałaś mnie do tego twojego posta :)
UsuńRozejrzę się za Oliwem 1000 :)
teraz robiłam kremik z wosku i robiłam 50% wody i 50% fazy olejowej w tym 6% wosku 10% masłą shea i 4% masła macadamia i wyszedł fajny kremik o kremowej konsystecji po ilu dniach ci się rozwarstwia? Wiesz u mnie to żadna wiedza tylko wąłsne testy ....
Usuńha rozwarstwił się - ehhh wiec 6% na pół na pół to za mało jednak, uratowałam go mam na takie sytuacje emulgator na zimno mam nadzieje ze juz bedzie ok
Usuńno właśnie po zastygnięciu się rozwarstwił...cóż :) kupię sobie emulgator na zimno kiedyś jak zdobędę fundusz :D
Usuńja ogólnie nie lubie kremów na wosku pszczelim robie je dla męża i dla dzieciaków , następnym razem spróbuje 10% wosku zobaczymy
UsuńU mnie wychodzą gdy daję okolo 10% wosku w kremach z przewagą fazy olejowej. Oprocz wosku dodaję jeszcze maslo shea (3-5%). Wychodzi niezle mazidlo. :-)
Usuńdobrze wiedzieć :)
UsuńKremik tłusty, dobry na noc :)
Szczerze mówiąc to jestem zbyt leniwa do robienia samodzielnie takich kremów..
OdpowiedzUsuńszkoda, warto poświęcić mu 30 minut swojego życia :)
UsuńOjej, dla mnie zrobienie takiego kremu to czarna magia, ale może z czasem... :D wygląda świetnie! Działa i pachnie na pewno też nieźle, wierzę na słowo!;) dobry pomysł z tym 'spieniaczem', faktycznie gadżet całkiem przydatny;)
OdpowiedzUsuńspieniacz podpatrzyłam gdzieś na blogach :D swój nabyłam na olx od jakiejś uprzejmej pani :)
Usuńdla mnie czarną magią jest rozpuszczanie mydełek :D a Tobie jakoś to super wychodzi ;)
jak ładnie u Ciebie ten krem się prezentuje:)
OdpowiedzUsuńwszystkiego co dobre życzę Ci w Nowym Roku!
:)
żółciutki jak wosk pszczeli :D
Usuńo super że znalazłam kolejny blog o naturalnej pielęgnacji! :)
OdpowiedzUsuńdodaje do ods.
Jeśli chodzi o kremy to na razie nie 'kręcę' zbyt wiele bo stawiam na prostotę (jak na razie) ;))
na wszystko przychodzi pora :D moim priorytetem jest mydło glicerynowe na własnej bazie :D a nie wiem gdzie tą bazę znajdę :)
Usuńcieszę się że podoba Ci się blog :)
Pięknie ci wyszło Druidko :-)) Taki krem przydałby mi się teraz na noc :-)
OdpowiedzUsuńbardzo fajny wpis
OdpowiedzUsuń